Przeglądając tripadvisor co tu można jeszcze zobaczyć czego nie widzieliśmy w Warszawie natknąłem się na zdjęcie kogoś podpisane jako „gdzieś w podziemiach PKiN”. Od razu nasunęło się pytanie: Jak on się tam dostał! .. myślałem, że pałac można oglądać tylko na tarasie widokowym – na którym i tak już byliśmy i to jeszcze dwukrotnie. Po małym research-u okazało się, że jest to możliwe.
No tak, w rzeczywistości nie jest tak różowo. Otóż nie da się przyjść z ulicy i od razu kupić bilet na „wycieczkę” po podziemiach pałacu kultury (stan wiedzy z roku 2017). Co trzeba zrobić to skontaktować się telefonicznie lub mailowo z jedną z wybranych „firm” i umówić się na konkretny dzień i godzinę i jeszcze mieć „minimalną liczbę osób” :). Ta na szczęście była zapewniona bo byliśmy ze znajomymi. Szczegóły co i jak można znaleźć tutaj.
Ja skorzystałem z oferty firmy ADVENTURE WARSAW. Co ciekawe można też zwiedzić z nimi najróżniejsze sale pałacu, ale podziemia na ten czas wydawały się ciekawsze.
A więc, o umówionym czasie zjawiliśmy się gdzie było ugadane (zaraz przy wejściu głównym) i już czekała na nas pani, która ma oprowadzać. Niestety ta impreza nie jest szczególnie tania – 40 zł od osoby. Co prawda w cenie biletu jest automatycznie wejście gratis na taras widokowy (na czym akurat nam nie zależało) ale i tak koszt jest nieadekwatnie wysoki w porównaniu do innych atrakcji w Warszawie.
O dziwo owa pani nie może z nami sama wejść do podziemi, musi zabrać ze sobą jednego z akurat urzędujących ochroniarzy. Ten, który nam towarzyszył okazał się obniżyć cały komfort zwiedzania .. ale o tym za chwilę.
Na początku wszyscy dostają obowiązkowe kaski i wchodzimy .. do klatki schodowej, którą się schodzi na piętro -1. Tu właśnie zaczyna się tour de palace.
Pani nas oprowadza po kolei po pomieszczeniach, które co ciekawe są normalnym miejscem pracy ludzi do dziś. Otóż całe zaplecze techniczne PKiN znajduje się właśnie na tym poziomie. Jest tu pokój przeznaczony na rozdzielnie elektryczną, jest pokój przeznaczony na sterowanie klimatyzacją, wentylacje itd. Co ciekawe, wszystkie te urządzenia pochodzą jeszcze z czasów kiedy pałac został zbudowany. Na przełącznikach widnieją radzieckie napisy, wszystko jest archaiczne, siermiężne – ale działa.
Na plus zasługuje fakt, że można się na spokojnie zatrzymać, zobaczyć z bliska, dopytać, porobić zdjęcia, zajrzeć tu i tam – za wyjątkiem własnoręcznego przełączania wihajstrów. Wszystko tu pracuje, nie jest to atrapą, co rusz słychać jakieś szumy z wszechobecnych rur, przełączników .. a nasz ochroniarz co jakiś czas patrzy bystrym kątem oka czy aby na pewno za dużo nie chcemy wiedzieć – przy takim figurancie wycieczka trochę przypomina oprowadzanie po wiosce Korei Północnej.
Spacerując po kolejnych zakrętach tego niewątpliwie labiryntu, pani opowiada nam różne ciekawostki – trochę o historii budynku, relacjach Polska – ZSRR z tamtych czasów, niuansach architektonicznych oraz licznych legendach, które ukłuły się w zamysłach ludzi takich jak: czy znajduje się tu schron przeciwatomowy, czy jest tu tajne przejście podziemne, które prowadzi aż do budynku partii, czy jest ukryty tunel, do którego mogą wjechać pociągi (co widzieliśmy w serialu Ekstradycja III) .. i wiele innych. Pozostawię te pytania bez odpowiedzi – nie mogę zdradzić w końcu wszystkich tajemnic pałacu 🙂
Kiedy tematy się wyczerpią, schodzimy głębiej do poziomu -2. O ile poprzedni poziom jeszcze trochę przypominał normalne pomieszczenia, to ten wydaje się już totalną piwnicą, a wygląda to tak:
Taki labiryncik rozciąga się na lewo i prawo – niestety nie mamy oczywiście możliwości buszowania gdzie tylko chęci zabiorą – musimy się trzymać pani przewodnik. Na tym poziomie o dziwo jest parę pomieszczeń, gdzie trzymają różne przedmioty, bardziej lub mniej ciekawe. Najpierw jednak pani oprowadzająca musi opowiedzieć o kotach, które akurat zamieszkują poziom -2 – z nadmierną szczegółowością (co jedzą, jak się wabią i inne kocie sprawy). Who cares???
Przemiły figurant ochroniarz przerywa co chwila i poprawia przewodniczkę, jakby zjadł wszelkie rozumy świata. Kolejne pomieszczenia są wypełnione najróżniejszymi dziwnymi artefaktami z tamtej epoki – a to wszystko pomieszane z jakimiś innymi gratami, które z niewiadomych powodów przypadkiem się tu znalazły. Na każdym kroku jesteśmy pilnowani aby tylko nic nie dotknąć, bo się zaraz rozpadnie. Najwidoczniej ochroniarzowi nie znana jest technologia gniotsa nie łamiotsa, w jakiej zostały wykonane tutejsze rzeczy. To wszystko razem wygląda jakby nie miało właściciela lub osoby decyzyjnej – ktoś coś tu postawił ze 30 lat temu i tak sobie stoi to i owo.
Niestety nie ma poziomu -3 (little disappointment), więc głębiej wejść już się nie da – przynajmniej taki jest oficjalny stan wiedzy. Po wyjściu z katakumb mamy możliwość wjechania na taras widokowy (w cenie biletu). W tym miejscu żegnamy się z przewodniczką (i ochroną) i wskakujemy do windy.
Długość trasy
doliczyłbym się prawie kilometra
Czas przejścia
łącznie około 1,5 godziny
Stopień trudności
łatwe
Z dziećmi?
raczej dla dorosłych, i też nie wszystkich
Z wózkiem?
chyba nie bardzo
Któż by nie chciał zobaczyć co jest pod pałacem kultury w Warszawie ? Right ? .. right? !! No dobrze, pewnie dla niektórych taka atrakcja byłaby katorgą, nie mniej jednak warto wiedzieć, że jest taka możliwość i poczuć trochę inny klimat. Moja ciekawość została zaspokojona – choć wolałbym sobie sam tam pochodzić bez ochroniarza.
Zostaw nam komentarz