W Szwajcarii jest wiele atrakcji – zwłaszcza górskich – z niesamowitymi widokami, które ciężko wymazać z pamięci. Aby uświadczyć takie widoki niekoniecznie trzeba słono płacić za najróżniejsze kolejki górskie, czasem wystarczy zwykły przejazd samochodem – kwestia wyboru odpowiedniej trasy. Tutaj znajdziecie opis jednej z takich dróg, którą mieliśmy okazję przejechać. Jest to przełęcz Furka – jedna z najwyżej położonych dróg w Europie a zarazem najbardziej sceniczna droga w Szwajcarii (według większości serwisów podróżniczych).
Cała trasa – jaką zdecydowanie polecam – składa się w zasadzie z trzech odrębnych przełęczy. A są to po kolei: Gotard, Furka oraz Grimsel. Dlaczego warto przejechać aż trzy przełęcze? Po pierwsze leżą one obok siebie, w jednym ciągu, a po drugie – co najważniejsze – są uznawane jako most epic w całej Szwajcarii (jak np. według tego serwisu). Trasa ta w całości zajmuje około półtorej godziny jadąc autem osobowym dość ślimaczym tempem. Można obrać dowolny kierunek gdyż na całej długości mamy do czynienia z drogą dwukierunkową. Atrakcja jest całkowicie darmowa (w końcu to tylko normalna, państwowa droga).
Na mapie wygląda to tak:
Startujemy zjeżdżając z autostrady niedaleko Göschenen. Warto wcześniej zatankować auto do pełna aniżeli później stresować się na wysokości Tatrzańskich Rys czy starczy paliwa w baku. Już dosłownie po kilkunastu minutach od zjazdu zaczynają się ostre serpentyny przełęczy Świętego Gotarda.
Jest to nic w porównaniu z tym co będzie dalej jednak już czuć, że samochód wjechał dość wysoko, a im dalej tym zakręty na serpentynach i samo przechylenie jezdni robią się ostrzejsze (Na mapach google wystarczy przybliżyć ten obszar aby zobaczyć co i jak). Być może dla niektórych może to być stresujące doświadczenie – w Polsce nie spotkaliśmy się z takimi drogami.
Po przejechaniu przełęczy Gotard da się odczuć, że wyjechaliśmy z cywilizacji i jesteśmy daleko w górach. Na horyzoncie już tylko zielone polany i szczyty górskie pokryte śniegiem (w miesiącu lipcu oczywiście). Przed nami zdecydowanie najtrudniejszy odcinek – czyli przełęcz Furka. A wygląda to następująco: należy wjechać dość wysoko bardzo krętą serpentyną o znacznym nachyleniu drogi. Droga ta jest zdecydowanie węższa niż ta z przełęczy Gotard oraz znacznie ostrzejsza pod każdym względem. Po zewnętrznej stronie nie rzadko mamy do czynienia ze stromym urwiskiem a nawet przepaścią. To co nas „zabezpiecza” to tylko malutkie betonowe słupki o wysokości najwyżej 20 centymetrów. Niektóre zakręty mają pełne 180 stopni. Wrażenia są niejednoznaczne – widoki zapierają dech w piersiach a jednocześnie ciśnienie nieco podwyższone z uwagi na warunki drogowe .. jeśli można to tak nazwać.
Na samej górze ziemia jest pokryta śniegiem i lodem. Niekiedy widać wielkie ściany lodu, które ułożył wcześniej spychacz aby w ogóle dało się tu przejechać. Można sobie tylko wyobrażać jak może tu wyglądać zimą.
Na całej długości trasy jest wiele miejsc gdzie można zaparkować (na szczęście za darmo, co jest rzadkością w Szwajcarii).
Dodatkowa atrakcja: w niektórych miejscach lód puszcza i robią się niewielkie strumyki i wodospady. Te niekiedy rozlewają się prawie na samą jezdnie.
Niestety kierowca nie ma tu łatwego życia – musi się cały czas skupiać na drodze. A jest to ciężkie zadanie, bo widoki wokół co chwila powodują ruch szyi w stronę bocznej szyby.
Mała ciekawostka: robi się tu dość niskie ciśnienie, więc wszystkie opakowania, które mieliśmy od razu spęczniały.
Po przejechaniu Furki czeka nas już tylko zjazd .. a za chwilę ponowny wjazd serpentynami na ostatni fragment czyli przełęcz Grimsel. Stopień trudności tego ostatniego szacowałbym pośrodku – ostrzej niż Gotard lecz nieco łagodniej od Furki. Widoki tutaj bardziej przypominają film Star Trek niż normalną scenerię górską. Jeszcze przed II Wojną Światową Szwajcarzy zbudowali tu kilka zapór wodnych na potrzeby hydroelektrowni. Zapory są na tyle potężne, że utworzyło się tu kilka sztucznych jezior na różnych wysokościach. W dzisiejszych czasach taka infrastruktura raczej nie miała by prawa powstać w środowisku górskim – obyło by się nawet bez protestów ekologów.
Po ostatnim zjeździe czuć niedosyt oraz ulgę jednocześnie. Niedosyt ponieważ to już koniec tej niesamowitej przygody. Ulga dlatego, że trasa ta wcale nie należy do super relaksujących. Mimo widoków wręcz surrealistycznych to kierowca niestety musi mieć pełne skupienie na drodze przez całe półtorej godziny. Ponieważ w Polsce nie ma takich przejazdów, więc nie zawsze wszystko jest oczywiste. Ale najważniejsze to nie bać się. Warunki nie są łatwe – bardzo ostre zakręty połączone z przepaścią tuż obok. Moja rada jest taka: za dużo nie myśleć co jest wokół nas tylko patrzeć się przed siebie na drogę i pedał gazu do ziemi. Ostatnie co byście chcieli w takiej sytuacji to spanikować i zatrzymać się pod górkę w ciasnej uliczce.. tylko czekać aż samochód nam się z jakiegoś powodu stoczy.
Żałuję tylko, że nie zrobiliśmy więcej dobrych zdjęć z tego miejsca – zabrakło chyba opanowania :). Polecam filmy na youtube, gdzie można zobaczyć w pełni cały przejazd np. na tym filmie. Gwarantuje, że w rzeczywistości wygląda to o wiele straszniej.
Comment
Właśnie dziś zrobiłam tą traskę – miło znaleźć w internecie fajny opis 🙂