Szczyt Titlis to jeden z najbardziej popularnych szczytów w Szwajcarii na który można się dostać kolejką linową (i to nie byle jaką). U góry jest sporo ciekawych atrakcji dlatego zajęło nam to prawie cały dzień. Jest to obowiązkowy punkt programu będąc w okolicach Lucerny.
Dojazd na miejsce (startując z Lucerny) zajmuje autem około 40 minut .. i raczej nie uda się tu nic nadrobić – mandat przekroczyłby koszty całej atrakcji. Należy kierować się do miasteczka Engelberg, gdzie znajduje się stacja początkowa kolejki wraz z ogromnym parkingiem dla samochodów i autokarów. Mimo dość dużej ceny biletu samej atrakcji to i tak parking jest dodatkowo płatny.
Kasy biletowe są świetnie zorganizowane, nie trzeba długo czekać. Wynika to chyba z tego, że sama kolejka ma dość niezłą przepustowość. Jak się mają ceny ? 92 CHF za podróż w obie strony dla osoby dorosłej. Dzieci do pięciu lat – darmowo (choć tyle dobrego, więc naszemu synowi się udało). Tak więc łącznie koszt wynosi około 720 zł dla rodziny 2+1 – no raczej niezbyt różowo. Dla porównania w te i we wte na Kasprowy Wierch to koszt około 100 zł dla osoby dorosłej. A więc Titlis jest mniej więcej czterokrotnie droższy! Co prawda Titlis oferuje o wiele lepsze widoki niż Kasprowy (jak i atrakcje u góry) + większa wysokość .. ale wciąż niestety jest to kwota dość zaporowa. Swoją drogą to zdecydowana większość takich atrakcji w całej Szwajcarii jest darmowa dla dzieci do piątego roku życia – a zatem jest to najlepszy okres aby przyjechać tu z rodziną. Powyżej tego wieku – bilet ulgowy. Ten wynosi najczęściej połowę ceny biletu normalnego.
Pozbywszy się siedmiu stów, wsiadamy do pierwszej gondoli.
Gondola wynosi ludzi do stacji o nazwie Stand (2456m) i trwa to wcale nie małą chwile. Po drodze mija się jeszcze stację pośrednią Trübsee, do której wrócimy później. Wyżej wjechać się nie da – trzeba się przesiąść na główną atrakcje – czyli Titlis Rotair – pierwsza na świecie obracająca się gondola górska.
Do środka wchodzi na raz aż 80 turystów + pan z obsługi. Jest tu niestety dość głośno – zwłaszcza jeśli jedziemy z Azjatami. Nie ma znaczenia gdzie staniemy – gondola będzie się powoli obracać tak aby zobaczyć pełną panoramę 360 stopni. Oczywiście warto jednak zająć miejsce przy oknie. Wjazd trwa zaledwie kilka minut. Jest to stosunkowo nowa atrakcja – data budowy to rok 2014. Wszystko tu chodzi jak w Szwajcarskim zegarku.
Po wjechaniu na górę i opuszczeniu kolejki trzeba jeszcze się wdrapać kilka pięter klatką schodową, a w tych okolicznościach jest to dość trudne – bowiem na wysokości 3000 metrów da się już odczuć rozrzedzone powietrze (brak tlenu). Bardzo szybko każdy dostaje tu zadyszki. Dlatego też nie ma możliwości wjazdu z bardzo małymi dziećmi – istnieje realne zagrożenie niedotlenienia mózgu (mowa oczywiście tylko o niemowlakach). Druga sprawa to temperatura – spokojnie schodzi do kilku stopni (latem). Koszulka i gruba bluza niestety nie wystarczą, należy zabrać ze sobą kurtki a nawet czapki. Na szczycie leży pełno śniegu – jedną z tutejszych atrakcji są zjazdy z niewielkiej górki na czymkolwiek popadnie.
Nieco powyżej górki znajduje się taras widokowy – a widoki tutaj są naprawdę niecodzienne.
Najciekawsza atrakcja znajduje się na samym końcu – jest to most wiszący, podobno najwyżej położony most w całej Szwajcarii (Titlis Cliff Walk).
Na różnych stronach można przeczytać, że jest to atrakcja typu high-adrenaline czy też world’s scariest bridge. Jednak naszym zdaniem wcale nie tak straszny jak go malują. Co prawda jest zawieszony dość wysoko, nad znaczną przepaścią – jednak konstrukcja sprawia wrażenie niesamowicie solidnej. Jak na most wiszący to w zasadzie mało się chwieje. Poziom adrenaliny oceniłbym tu na jakieś 2/6 😉 Tylko w samej Szwajcarii środkowej są „straszniejsze” mosty wiszące jak np. Trift, gdzie wzrost adrenaliny poczuje każdy bez wyjątku.
Po przejściu na drugą stronę mostu, schodzi się balkonikiem prosto do tunelu.
Tunel prowadzi prosto do kolejnej atrakcji jaką jest możliwość przejścia przez fragment lodowca. W środku, w samym lodowcu, jest jeszcze zimniej niż na zewnątrz a do tego niesamowicie ślisko. Zajmie to od kilku do kilkunastu minut. Na końcu trasy dochodzimy do stacji kolejki.
Całe przejście pętli – czyli: stacja kolejki, droga na taras widokowy, most wiszący, lodowiec – w wolnym tempie zajmuje około pół godziny czasu (można ją przejść w odwrotnym kierunku). Do tego trzeba doliczyć czas na nacieszenie się widokami, odpoczynek .. wyjdzie spokojnie dwie godziny.
Zjeżdżając w dół warto jeszcze wysiąść na stacji pośredniej Trübsee (mając bilet na szczyt można dowolnie wsiadać i wysiadać na stajach pośrednich). Ze stacji Trübsee udaliśmy się krótką ścieżką nad jezioro o tej samej nazwie. Tutaj też znajduje się plac zabaw dla dzieci, a zatem kolejna godzinka postoju.
Cały Titlis w sumie zajął pół dnia. Atrakcja jest droga (nawet bardzo droga) ale zdecydowanie warta zobaczenia.
Na koniec dnia udaliśmy się do pobliskiej Lucerny. Jest to z pewnością jedno z najładniejszych miast Szwajcarii, w szczególności promenada przy rzece Reuss. Jedyny mankament to (znowu) ceny – wcale nie było łatwo znajść rozsądnej restauracji. Ja wszystko rozumiem, naprawdę .. ale 50 CHF za jeden obiad to już tylko się nadaje na memy w Internecie.
Chyba najpopularniejszą znaną atrakcją w mieście jest Kapellbrücke czyli najstarszy drewniany most w całej Europie. Przejście tym mostkiem jest wręcz obowiązkowe.
Co ciekawe niedaleko znajduje się drugi, podobny drewniany mostek Spreuer Bridge – nieco mniejszy i jeszcze bardziej urokliwy.
Lucerna jest miastem zdecydowanie na plus. Pod względem takiej ogólnej atrakcyjności to przebiła nasze oczekiwania. Jednak zwiedzanie ograniczyło się u nas tylko na dwugodzinnym spacerze po centrum bez zagłębiania się w konkretne atrakcje tego miasta. I to nie dlatego, że nie ma tu co zobaczyć – a jest – tylko z powodu braku czasu. Mając Szwajcarię do dyspozycji tylko na tydzień woleliśmy ten czas przeznaczyć na to, z czego Szwajcaria słynie najbardziej – a zdecydowanie nie są to miasta. Niemniej jednak z wielką chęcią byśmy tu jeszcze raz przyjechali i zobaczyli więcej .. licząc w przyszłości na większy budżet 🙂
Zostaw nam komentarz