Wąwóz Jánošíkove Diery leży na Słowacji w regionie Mała Fatra. Jest to na wschód od Tatr Wysokich, około 100 km jadąc samochodem z Zakopanego. To jest kawał drogi – na tyle duży, że jednodniowy wypad tutaj będąc w Tatrach Wysokich, mija się z celem. Lepiej jest nocować na miejscu i dokładniej odkryć ten region. My niestety byliśmy tylko przejazdem i jedyną atrakcją jaką zobaczyliśmy na miejscu jest właśnie wąwóz Jánošíkove Diery. A po polsku to będą Dziury Janosika. Wybór nie był przypadkowy – wąwóz ten jest jedną z najciekawszych atrakcji w okolicy.
Dotarcie do celu jest dość proste – wejście do wąwozu znajduje się zaraz przy głównej ulicy
Jest tu dostępny dość duży parking specjalnie dla turystów. Bilet za parking jest połączony z biletem wstępu do wąwozu. Organizacja pod tym względem działa wyśmienicie. Tutaj bardzo szybko wchodzi się do samego wąwozu – nie trzeba długo iść. Zaraz przy parkingu mamy hotel Diery i kawałek dalej wejście w las. Dostajemy również małą mapkę wąwozu – choć trzeba przyznać, że czytelność tej mapy to nie jest mistrzostwo świata.
Nasza wyprawa to przejście tzw. dolnymi Dierami. Okazało się bowiem, że górne Diery mogą być problemem dla dziecka. Dolne Diery to łagodniejszy spacer, ale na pewno nie można powiedzieć, że nudny. Idzie się wzdłuż potoku górskiego – niby spokojnego, ale niekiedy strumień robi się nieco ostrzejszy. Oczywiście nie jest to wąwóz na miarę Austriackich czy Szwajcarskich wąwozów, gdzie strumień wody jest tak mocny, że ledwo co można słyszeń cokolwiek innego.
Wąwóz nie jest ani długi ani specjalnie spektakularny, natomiast bardzo różnorodny. Raz idziemy po ziemi, czasem do drewnianej kładce a czasem po metalowym wsporniku pomiędzy wysokimi skałami.
Jeden z fragmentów jest szczególnie interesujący. Jest to miejsce bez żadnych kładek i balustrad a przejść trzeba wspinając się po głazach pomiędzy strumykiem. Jest to zarazem najbardziej trudny odcinek szlaku (oczywiście relatywnie trudny, bo każdy sobie tu poradzi bez najmniejszego problemu).
I to by było na tyle, przynajmniej w naszym przypadku. Na pewno nie było to pełne przejście, jakie chleliśmy zrobić. Nie doszliśmy do końca szlaku, a druga rzecz – nie weszliśmy w wariant górny szlaku – trudniejszy. To ostatnie wymagało by wejścia po dość długiej drabinie, co jest trudne idąc z 3-latkiem. Być może kiedyś wrócimy do tego regionu na drugie podejście – tym razem pełne! 🙂
Zostaw nam komentarz