Rugia to Niemiecka wyspa na północy Niemiec (technicznie, bo tak naprawdę oddzielenie od lądu jest raczej mizerne – podobnie jak Polskie Sobieszewo). Mieliśmy okazję trochę skosztować Rugii podczas przeprawy na Bornholm, bo stąd właśnie odpływają promy. Był to raczej krótki pobyt – bo aż cały jeden dzień – ale nawet tyle wystarczy aby w miarę porządnie obejść teren.

Wyspa jest położona dość blisko Polski. Od granicy Kołbaskowo do miasteczka Sassnitz (jeden z tutejszych kurortów) jest jedynie 2,5 godziny drogi samochodem. Na miejsce prowadzi bardzo ładna autostrada (wiadomo – Niemcy). Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze w Stralsund – największym mieście w okolicy.

Tak wygląda ta trasa:

Stralsund

Aby dostać się na wyspę Rugia nie da się ominąć Stralsund – tutaj jest właśnie jedyny most prowadzący na wyspę. Grzechem byłoby nie zatrzymać się i przynajmniej przejść się po tym bardzo ładnym nadmorskim miasteczku. Nie trzeba daleko odbijać – po zjechaniu z głównej drogi do centrum mamy nie więcej niż 3 minuty drogi! Auto najwygodniej zostawić na wielkim parkingu tutejszego Oceanarium (o tym miejscu za chwilę).

Oceanarium w Stralsund to największa atrakcja tutaj. I faktycznie – jak na tak niewielkie miasteczko, to robi wrażenie. Takiego oceanarium nie powstydziłby się nawet półmilionowy Gdańsk. Do obejrzenia całe mnóstwo różnych akwariów – od małych po wielkie – a do tego wystawy, pokazy itp itd. Co najmniej półtorej godziny zwiedzania. Wszystko nowoczesne i zadbane.

Robotę robi wielkie pomieszczenie z modelami ryb w skali 1:1, które są ładnie oświetlane i można posłuchać sobie dźwięków jakie wydają odpoczywając przy tym na leżaczkach. Wrażenia pierwszorzędne, choć wygląda to trochę jak jakieś eksperymenty CIA na ludzkim mózgu.

Kolejna godzina (mniej więcej) to obejście samego już miasteczka. Nie ma tu jakichś większych super atrakcji – jest to po prostu bardzo ładna, nadmorska mieścina. Stylem i wielkością przypomina trochę nasz Toruń.

Sassnitz

Od Stralsund jedziemy dalej (przez duży most, który prowadzi na wyspę) aż do niewielkiego kurortu Sassnitz. To będzie około 40 minut drogi autem. Sassnitz nie jest dużym miasteczkiem – to jest mała mieścina raczej dla niemieckich emerytów, którzy na starość lubią wypić piwko nad wodą i przejść się po ładnych okolicach. Te ładne okolice to Jasmundzki Park Narodowy – najważniejsza atrakcja całej wyspy (ale o tym za chwile).

Jasmundzki Park Narodowy to w zasadzie kwintesencja wyspy. Najciekawszą atrakcją parku są bardzo wysokie klify nad wybrzeżem, w niektórych miejscach sięgające nawet 160 metrów. Takie klify są niespotykane w Polsce – zupełnie inna skala niż np. klify w Gdyni Redłowie. Wejście do parku ma miejsce już w samym Sassnitz. Można tutaj dojść bez problemu na piechotę. Klify rozciągają się na setki metrów wgłąb parku, ale wystarczy godzinny spacer aby dojść już do naprawdę wysokich.

Nasza trasa zaczynała się od wejścia do lasu (na skraju Sassnitz) – dokładne miejsce poniżej na mapie. Następnie w głąb lasu, aby po dotarciu do klifów zejść na dół i wrócić plażą.

Tak wygląda samo wejście:

Dojście do wysokich klifów nie zajmie więcej jak około 45 minut. Tutaj jest miejscami naprawdę wysoko i na pewno można się ładnie zsunąć.

Zdążyłem nawet nagrać bardzo krótką panoramę z drona, zanim się zorientowałem, że to jest park narodowy (w parkach narodowych nie wolno latać dronem).

Powrót do Sassnitz zrobiliśmy dołem – przy wodzie – aby nie wracać tą samą trasą.

Czy warto przyjechać do Rugii? Zdecydowanie tak – z kilku powodów. Po pierwsze wyspa leży relatywnie blisko Polski (od granicy w Kołbaskowie jedynie 2,5 godziny samochodem) – to jest czasowo bliżej niż podróż z Warszawy do Gdańska. Po drugie, na miejscu mamy do dyspozycji park narodowy z licznymi ścieżkami pieszymi w ładnej scenerii no i oczywiście wspomniane klify kredowe – o wysokości niespotykanej w Polsce. Taka wycieczka będzie ciekawą odskocznią od Polskich miejscowości takich jak Międzyzdroje czy Kołobrzeg. Po trzecie jest tutaj dość dużo hoteli i restauracji z bardzo dobrym jedzeniem. Co prawda my byliśmy tu bardzo krótki, bo zaledwie jeden dzień (przejazdem) – ale wszystko nam się podobało i smakowało. Jest tylko jeden mankament – na miejscu jest bardzo dużo turystów niemieckich na emeryturze. W niektórych miejscach można się poczuć jak w sanatorium albo na jakiejś wyprawie geriatrycznej. Umówmy się – Rugia to nie jest raczej miejsce dla młodych ludzi szukających wrażeń. Nie sądzę aby znalazła się tu choć jedna dyskoteka. Czasowo, wyjazd na 3 dni tutaj to jest raczej maksimum. A zatem idealne miejsce na weekendową wycieczkę jeśli ktoś chce się przespacerować i dotlenić. Na dłużej – raczej nie.