Gelmerbahn to – rzekomo – najbardziej stroma kolejka linowo-terenowa w Europie. Przypomina trochę rollercoaster w wesołym miasteczko, ale raczej w wersji dla emerytów gdyż jazda jest dość powolna. Jednak co by nie mówić to zjazd powoduje nieco zjeżenie włosów. Statystyki nie kłamią: nachylenie przekracza 45 stopni a przewyższenie to około pół kilometra. Wszystko się dzieje w otwartym wagoniku przy dość dużej ekspozycji. Ponieważ nocowaliśmy niedaleko, grzechem byłoby nie skorzystać.
Zanim jednak spróbujecie sami się tym przejechać trzeba kupić bilety on-line. Można je co prawda nabyć również i drogą tradycyjną – bezpośrednio na miejscu, jednak zazwyczaj w sezonie wszystko jest wyprzedane na kolejne najbliższe dni. Bilety można kupić na tej stronie klikając zakładkę Tickets. I tu zaskoczenie – kupno biletów tylko w języku niemieckim. Ale ale .. przeglądają stronę widzimy link o nazwie „Do you need help? Translation Sheets” .. klikamy .. i lądujemy w PDF-ie ze screen-ami tej samej strony lecz przetłumaczona na angielski. Cóż… choć tyle dobrego. Same dialogi aż do wyboru płatności trzeba niestety przejść po niemiecku zerkając co chwila na ich przetłumaczony PDF. Szwajcaria wydaje się taka Hi-Tech a tu takie coś.
Ważną rzeczą przy wyborze biletów jest: data i godzina wjazdu – oraz – godzina zjazdu (bilety są na konkretny dzień i godzinę). Ile zatem czasu zarezerwować sobie u góry? .. O tym za chwilę 🙂 Start kolejki znajduje się dokładnie w tym miejscu:
Parking dla aut jest położony kilkadziesiąt metrów na południe i jest bezpłatny (rzadkość w Szwajcarii).
Z parkingu kilka minut spacerku pod górę i wyłania nam się bardzo długi i bardzo stromy podjazd szynowy. Z dołu wygląda dość przerażająco.
Kolejka ta nie ma zbyt dużej przepustowości (stąd konieczność kupna biletów on-line). Wdrapanie się na górę trwa około 20 minut. Do środka wchodzi tylko kilkanaście osób. Pojazd porusza się dość powoli – około 2 metrów na sekundę. Skąd zatem zjeżenie włosów? Otóż najciekawszy odcinek znajduje się mniej więcej w połowie drogi gdzie ma miejsce nagły spadek – zmiana przechylenia z poziomu do .. kąta większego niż 45 stopni. Robi to dość niezłe wrażenie na turystach ale jadąc już w dół (efekt jest mniej odczuwalny jadąc w górę). Do tego dochodzi sprawa ekspozycji – gdy pojazd dociera do przechylenia (jadąc w górę), kąt natarcia jest dość zuchwały a sam wagonik jest niesamowicie odsłonięty kilkaset metrów nad doliną. U niektórych może to sprawić poczucie dyskomfortu. Do tego trzeba dodać, że jest to dość stara instalacja – wszystko tu skrzypi i piszczy.
Jeśli komuś się zakręci w głowie to zawsze może pooglądać spektakularne widoczki patrząc nie w dół a przed siebie. Powoduje to natychmiastowy opad szczeny.
Po około 20-tu minutach ślimaczym tempem dojeżdżamy do stacji końcowej czyli jeziora Gelmersee. Jest to sztuczne jezioro powstałe już w 1932 roku poprzez wybudowanie tamy. Mimo tego jezioro to ma bajeczny kolor oraz czystość wody – nikt by nie pomyślał nawet, że jest to coś sztucznego.
Obowiązkowym punktem programu jest oczywiście przejście przez samą tamę. Ta co prawda nie należy do tych z kategorii super wysokich, jednak robi wrażenie. Aż dziwnie pomyśleć, że to wszystko zostało zbudowane dawno temu jeszcze przed drugą wojną .. a do transportu materiałów pod budowę służył właśnie nasz wagonik Gelmerbahn.
Z zapory można dostrzec niesamowitą przełęcz Grimselpass, którą mieliśmy okazję przejechać samochodem (opis: TUTAJ).
Wracając do wcześniejszego pytania – ile czasu zarezerwować sobie u góry? Na pewno nie mniej niż godzinę. Tyle bowiem zajmie obejście jakiegoś fragmentu szlaku, ewentualnie odpoczynek przy jeziorze (w którym można się jak najbardziej kąpać, choć woda jest dość zimna). Wersją ultimate będzie przejście jeziora dookoła. Na mapie jezioro to wygląda tak:
Nie wydaje się daleko – ale zapewniam, że jest! Takie obejście zajmie spokojnemu piechurowi co najmniej 3 godziny. Nam to się nie udało, jednak obeszliśmy jakieś 1/3 trasy wokół jeziora. O ile od strony południowej trasa jest dość banalna, to odcinek północny wymaga chodzenia na krawędziach ostrych ścian skalnych – bez barierek. Problemem może być przejście tu z dzieckiem. Poniżej parę fotek szlaku od strony południowej.
Planując przejście wokół jeziora chyba nie będzie przesadą 4 lub 5 godzin między wjazdem do góry a zjazdem w dół.
Na dole, przy stacji kolejki czeka na nas jeszcze jedna atrakcja. A jest nią most wiszący nad drogą i rzeką. I tu dopiero może się włączyć adrenalina – most jest zawieszony bardzo wysoko, wydaje się dość długi do przejścia a do tego nieco się rusza gdy ktoś przez niego idzie. Niektórzy po przejściu kilku metrów zawracają. Nie widać bowiem od razu pełnej przepaści – ta ukazuje się dopiero po przejściu pierwszych kilkunastu metrów. Jest moc!
Po przejściu na drugą stronę nie trzeba koniecznie wracać z powrotem mostem – wystarczy kontynuować drogę krótką ścieżką, a następnie w dół i dochodzi się do parkingu. Jak widać cała impreza może zając prawie cały dzień ale z pewnością warto – takie widoki są raczej niespotykane. Jedyny mankament to oczywiście ceny za bilet – ten temat lepiej przemilczeć 🙂
Zostaw nam komentarz