To będzie krótki post, bo i samego oglądania nie było za dużo. Tak jak Grecja ma swoje Kościoły Meteora, tak Gruzja ma mały kościółek na czymś co przypomina Polską Maczugę Herkulesa. Tutaj nazywa się to Kolumna Katskhi.
Ten wątek to część większego przewodnika po Gruzji. Jeśli nie czytałeś wstępu – zapraszam TUTAJ.
Katskhi zobaczyliśmy przejazdem – na trasie Kutaisi – Stepancminda. Normalnie taka trasa zajęłaby około 5 godzin przebiegając głównie po autostradzie i Gruzińskiej Drodze Wojennej. Ale, że mieliśmy cały dzień, to zrobiliśmy „małe” odbicie – właśnie na kolumnę Katskhi. Według map google takie odbicie przeradza się w 6 godzin łącznej trasy (a zatem tylko godzinka więcej). Niestety w rzeczywistości wydaje się, znacznie dłużej. Pełna trasa Kutaisi – Katskhi – Stepancminda wygląda tak:
Odbicie od drogi widać gołym okiem – to ten mały garb po lewej stronie na mapie. Na upartego to jest trochę „po drodze”, ale to tylko pozory. Trzeba się nieźle powłóczyć po niezliczonych zakrętach wiosek Gruzińskich gdzie naprawdę psy szczekają wszystkimi otworami w ciele. Droga jest w porządku, asfalt prawie na całej długości, ale to wszystko bardzo powoli idzie.
Kolumnę widać z drogi, na chwilę przed dojazdem. Mamy tutaj duży, darmowy parking. Ludzi nie ma prawie w ogóle, w sezonie kilku turystów na godzinę.
Pieszo od parkingu prowadzi ścieżka, całe wejście to jakieś 10 minut.
Na górze mamy do zwiedzania: niewielki plac, kapliczkę, sklepik z pamiątkami .. oraz główną atrakcję czyli kolumnę z kościołem. Niestety na tą ostatnią nie można wejść (o tym za chwilę).
Sama kolumna Katskhi to wysoki na około 40 metrów monolit wapienny (od Polskiej Maczugi Herkulesa wyższy prawie dwukrotnie). Nie byłoby w tym nic ciekawego, gdyby nie budynki wzniesione na samej górze tego monolitu. Te budynki to niewielki kościółek oraz krypta, którego datowanie określa się na 9 – 10 wiek. Co ciekawe, pierwsze udane i udokumentowane wejście miało miejsce dopiero w 1944 roku, natomiast wcześniej kościół ten owiany był tajemnicą i legendami, gdyż nikomu nie udawało się tam wejść. Nie jest też jasne jak to zostało zbudowane we wczesnym średniowieczu. Dopiero w 20-tym wieku została zamontowana tu drabina a całe miejsce odrestaurowano co nieco.
Obecnie miejsce to znowu obiekt kultu religijnego, natomiast (niestety) turyści nie mają wstępu do góry – ze względów bezpieczeństwa. Ciekawa jest historia mnicha – Maxime Qavtaradze. Chłop mieszkał u góry przez 20 lat i tylko dwa razy w tygodniu schodził na dół – zapewne uzupełnić zapasy. To się dopiero nazywa mieć swoją „działeczkę”.
Dopiero z drona można ujrzeć nieco więcej szczegółów:
Czy to miejsce warto odwiedzić? Cóż, na pewno na tak, gdyby można było wejść do góry tą drabinką. Niestety nie można, a to powoduje, że całe zwiedzanie nie zajmie więcej jak pół godzinki. Poza tym, z dołu specjalnie nie widać owianego legendami kościoła, a więc efekt nie będzie taki jaki wyszedł z drona. Podobno po prawej stronie góry jest ścieżka, gdzie można wejść na wysokość kolumny skąd widać nieco więcej (co odpuściliśmy). Dodatkowo trzeba pamiętać, że dojazd tutaj jest dość męczący, a wokół nie ma praktycznie nic innego.
Zostaw nam komentarz